Kontrast:
Rozmiar czcionki:
Odstępy:
  • TAB - Kolejny element
  • SHIFT + TAB - Poprzedni element
  • SHIFT + ALT + F - Wyszukiwarka
  • SHIFT + ALT + H - Strona główna
  • SHIFT + ALT + M - Zawartość strony
  • SHIFT + ALT + 1 - Wybór menu
  • ESC - Anulowanie podpowiedzi

Edmund Kajdasz - wspomnienie

Dzieci, śpiewamy! 
20.08.2007 r. 
(Edmund Kajdasz we wspomnieniach swoich chórzystek) 
 
Czterdzieści lat temu wrocławski dyrygent Edmund Kajdasz założył chór Cantores Minores Wratislavienses. Zanim chór wszedł do studia, Kajdasz dzwonił do jakiegoś majora i mówił: „Dzisiaj nagrywamy. Proszę mi nie latać nad radiem”. I nie latali. Tak opowiada Barbara Zathey, dawna  chórzystka  Cantores  Minores,  dziś  dyrygentka  chóru  akademickiego Uniwersytetu Wrocławskiego. 

Cantores Minores w 2006 r. roku obchodzili oficjalnie 40 - lecie istnienia, dzisiaj zaczyna się zorganizowany  przez  nich  Festiwal  Pokoleń. Podczas  finałowego  koncertu  założyciel  chóru, Edmund Kajdasz, pan już 83-letni, otrzyma złoty medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. 
Kajdasz dyrygował Cantoresami przez 25 lat i był ojcem ich ogromnych sukcesów. Chór był przez lata wizytówką Polski na wszelkich festiwalach muzyki dawnej. W czasach, kiedy prawie nikt nie jeździł za granicę, Cantoresi jeździli non stop. I wszędzie zbierali pochwały - za 
niezwykły repertuar i perfekcyjne wykonanie. 
 
- W latach 60., gdy muzyka dawna nie była popularna, właściwie dopiero odkrywano jej urodę, on wynajdywał dla nas setki dawnych utworów - mówi Joanna Subel, chórzystka. 
 
- Miał niesamowitą bibliotekę. To były czasy, kiedy prawie nie wydawano nut. Przynosił nam utwory drukowane jeszcze przed wojną albo poprzepisywane ręcznie - wspomina Barbara Zathey. 
 
Chór ma na koncie dziesiątki płyt. Wśród nich jest m.in. 150 psalmów tłumaczonych przez Jana Kochanowskiego z muzyką Mikołaja Gomółki. To wyczyn, którego nikt potem nie powtórzył. Wiele zresztą utworów nagrali w Polsce wyłącznie Cantoresi. Nagrywało się we wrocławskim 
studio Polskiego Radia. 
 
- Śpiewaliśmy dwa, góra trzy razy. Dziś jest technika, tu się podciągnie, tam podetnie, a wtedy po prostu musiało być idealnie zaśpiewane. I było - opowiada Barbara Zathey. - W dniu nagrań samoloty nie miały prawa latać nad Polskim Radiem. 
 
Kajdasz zawsze zwracał się do swoich chórzystów „dzieci”. Mówił tak nawet po latach, kiedy wielu śpiewaków miało już pod czterdziestkę. 
 
Zapamiętali go jako pana serdecznego, choć przede wszystkim ogromnie wymagającego, zajętego chórem i od strony artystycznej i od organizacyjnej. 
 
- Zapytaliśmy go kiedyś, czy możemy stroje koncertowe zostawić w autokarze na noc - opowiada Joanna Subel. - Odpowiedział zupełnie poważnie, że w żadnym wypadku, bo autobus mógłby spłonąć i w czym byśmy wystąpili? 
 
Czuł się niezastąpiony. Kiedyś przed koncertem trafił do szpitala. Nie mógł znieść myśli, że ktoś zadyryguje za niego. Wypisał się na własne życzenie. 
 
- Ja Bogu dziękuję, że pozwolił mi śpiewać z tak niezwykłym człowiekiem - mówi Barbara Zathey. - Za nic w  świecie nie oddałabym tych wspomnień. Pal go sześć wyjazdy zagraniczne, których nam wszyscy zazdrościli. Ale to uczucie, kiedy człowiek obcuje z tak doskonałą muzyką! 
 
Katarzyna Wachowiak  -  POLSKA Gazeta Wrocławska 

Wersja XML